Mając na uwadze częste wyjazdy „last minute”, zmuszona jestem do skorzystania z usług największego przewoźnika kolejowego w kraju, czyli spółki IC. Dawno nie jeździłam pociągami, miałam raczej złe wspomnienia, ale dałam się przekonać…
Jakie są moje wrażenia?
Nie oszukujmy się, wolę latać – chyba jak każdy, kto nie boi się wznieść w powietrze. Niestety ilość lotnisk, ich położenie względem miejsca docelowego oraz cena biletu przy zakupie „taniej linii” na dwa-trzy tygodnie wcześniej może zwalić z nóg.
Zresztą, jaki jest sens spędzić godzinę przed wylotem na lotnisku, 45 minut w samolocie, kolejną godzinę na lotnisku (zakładając, że mamy bagaż w luku) i potem jeszcze spieszyć się na dwugodzinny przejazd pociągiem.
Dlatego też, do Koszalina jeździliśmy bezpośrednim połączeniem, pociągiem najwyższej kategorii, jakości i prędkości. No cud techniki na szynach – niestety kursujący tylko w sezonie letnim.
Jeśli już jechaliście EIP to wiecie, że nawet w drugiej klasie jest wygodny, każdy fotel dysponuje nie tylko gniazdkiem do ładowania, stolikiem, ale także niewkurzającym sąsiada z tyłu systemem rozkładnia, w przeciwieństwie do niektórych samolotów czy – szczególnie! – autobusów…
Internet…
Jeśli nie jechaliście EIP, to ważną informacją będzie to, że gniazdka w pociągu są w zasadzie na gwizdek do łodzi podwodnej, kiedy zamierzacie pracować na komputerze lub telefonie, a potrzebujecie do tego internetu – możecie sobie odpuścić. Okazuje się, że pociąg jest tak skutecznie wygłuszony, że do środka kabiny docierają tylko szczątki zasięgu komórkowego. Sytuacja wygląda odrobinę lepiej w łączeniach wagonów – to tam wszyscy niecierpliwi rozmawiają przez telefon. Jeśli taki był zamysł konstruktora i przewoźnika to „szapo ba”. Co jakiś czas można natrafić na informacje, że internet w Pendolino to w sumie mógłby być. Niestety z tego, co udało mi się zorientować, obecnie jest to niemożliwe — kontrakt i pieniądze z unii były tak wzięte, by uniemożliwić samodzielną modyfikację, a już broń boże poszerzenie wyposażenia pociągu o router nie wchodzi w grę…
Odczucia ogólne – pozytywne, szczególnie przez strefę ciszy i ofertę w Wars. Bar nie należy do najtańszych, ale nie są to też ceny „premium”. Obiad, którym można się najeść, kosztuje około 25-30 złotych, śniadanie około 20-25. Jakościowo całkiem smacznie, a posiłki sprawiają wrażenie przygotowywanych na świeżo, a nie mrożonki. Jeśli czytałaś moje poprzednie wpisy, wiesz, że na różnorakie konserwanty mam wyczulony żołądek.
To co definitywnie nie jest Premium?
Jeśli w sumie jest tak dobrze – nie licząc internetu, który można uznać za Bareizm albo specyfikę Polskiego piekiełka – to czemu służy ten wpis? Co nie jest „Premium”?
Opóźnienia? Nie – jadąc do Koszalina, mieliśmy opóźnienie około 20 minut, ale nikt nie robił z tego problemu, bo… na głośnikach w pociągu, kierownik powiedział, ile jest opóźnienia, oraz że jest ono wynikiem interwencji pogotowia ratunkowego. Zdrowie i życie są ważniejsze niż 20 minut mojego czasu, ale dzięki informacji nie było wśród pasażerów zgrzytów i komentarzy…
Pasażerowie – tak, oni zdecydowanie nie są premium. Zasady panujące w strefie ciszy z reguły są przestrzegane — podróżujemy właśnie w niej, o ile są jeszcze miejsca. Niektórzy podróżny oczywiście mają zapędy „szeryfowskie” i zwracają uwagę na… 2 minuty szeptania w trakcie 5-godzinnej podróży. Serio? Jedziesz sam, nie masz do kogo otworzyć mordki. Podczas wspólnej podróży niemożliwe jest zachowanie idealnej ciszy. Trzeba otworzyć usta, by spytać „Czy chcesz zjeść w Warsie?”, „Podasz mi butelkę z wodą?”.
Zdecydowanie „premium” nie jest nagminne przesiadywanie w Warsie ludzi, którzy są tam nie wiadomo po co. Ostatnio facet zwyczajnie… spał. Rozumiem rodziny z dziećmi, dzięki temu dzieciaki mają chwilę uwagi, można „kupić” trochę spokoju sernikiem, batonikiem czy soczkiem. Dorośli ludzie, siedzący w warsie 2 godziny po dawno zakończonym posiłku? PRZESADA! Zastanawiałam się „po co?”, a wtedy misio mnie uświadomił – większość ludzi WSTYDZI SIĘ dosiąść do takiej osoby, ona to wie i nie chcąc sama siedzieć z kimś obcym na wykupionym miejscu, siada przy stoliku dla 4 osób, mając nadzieję, że nikt się nie dosiądzie. Nie chciałam wierzyć, ale jak się dosiedliśmy, nagle pusta szklanka zrobiła się zbyt pusta i po minucie… siedzieliśmy już sami, jedząc sałatkę z kaczką i chłodnik litewski.
Do tego Matka roku – zamówiła herbatkę, soczek i… rozłożyła kolorowanki, książeczki itp., tachając cały majdan razem z walizkami, dała jasny sygnał – do końca podróży ten stolik jest zajęty. Pomijam kwestię tego, że „mamusia musi pracować” polegało na gapieniu się w telefon, próba zwrócenia uwagi przez dziecko (!), że samo nie siedzi i nie lampi się w telefon lub ipada (!!) zostało zganione przy wszystkich obecnych, głośnym pełnym pretensji tonem, jakby w celu upokorzenia. Sorry, ja wysiadam…
Przejście do wagonu barowego to też nie lada wyzwanie – tutaj najśmieszniejsi są ludzie starsi. Jak wiecie, w Pendolino, chociaż są schowki nad głowami, to nie są już te „bagażówki” jak w latach 90, że można było na nich spać. Raczej są w stylu powiększonych schowków w samolotach. Mała i średnia walizka spokojnie się tam zmieści, natomiast na większe gabaryty przewidziana jest półka na początku wagonu lub w przejściu pomiędzy nimi. Duże. „Łojezu, nie mam walizki nad głową, to na pewno ukradno!” i wielka waliza ląduje… na środku wagonu, na wąskim przejściu i jest kurczowo trzymana przez przerażoną właścicielkę 50+. W pociągu, który ma 5-6 przystanków, co ok godzinę, ogłaszanych na kilka minut przed wjazdem na monitorowaną stację – można skontrolować, czy ktoś nie bierze naszej walizki przez wychylenie na środek alejki, dla bardziej zestresowanych jest opcja „sztucznej kolejki do toalety” w przedsionku z walizką na oku. I właśnie dlatego jest bezpiecznie – zawsze i na każdym przedsionku stoi „ochroniarz dobytku życia” 🙂
Reasumując – podróżowanie pociągiem EIP ma swoje dobre strony, sama maszyna jest naprawdę przyjemna, a jak zrobią w niej zasięg
Wi-Fi, to polecę każdemu, jeśli nie ma taniego lotu bezpośredniego.
Niestety, do momentu, w którym kultura w naszym kraju nie wskoczy na poziom Premium, takie „kwiatki” będą na porządku dziennym. Należy się jednak cieszyć, że chociaż strefa ciszy działa względnie dobrze i ludzie rozmawiają maksymalnie szeptem. Słychać tylko stukot klawiszy, szelest przewracanych stron.
A wy, jak oceniacie podróżowanie koleją? Może macie podobne, śmieszne historie?
Oj ostatni raz koleją jechałam może z 15 lat temu i raczej nie wspominam tego pozytywnie.
Nie jechałam jeszcze takim pociągiem, może kiedyś będę mieć okazję:) Coś ta część o specyficznych ludziach i ich zwyczajach ogólnie mnie nie zaskoczyła, można się tego wszędzie spodziewać moim zdaniem. Najważniejsze, aby dotrzeć w wyznaczone miejsce w miarę szybko i bez problemów na trasie komunikacyjnej.
O lata świetlne przed tym co było jeszcze dekadę temu!